“Te trudności, które zaczynają się piętrzyć po drodze sprawdzają, po prostu, jak mocno ci na czymś zależy” – wywiad z Dominiką Łapką

[ 6- 8 min czytania]
Jej profesja jest na krótkiej liście zawodów, które w swojej nazwie długo nie miały żeńskiej odmiany. Kobieta „Reżyser” – „Reżyserka”. Czasem szalona, czasem refleksyjna i spokojna. Niezwykle kreatywna i kolorowa. Absolwentka filmoznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego i scenariopisarstwa Szkoły Filmowej w Łodzi, stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Pisze scenariusze, a na ekrany właśnie wchodzi jej debiut reżyserski „Lila”. Zapraszamy na wywiad z Dominiką Łapką.
1. Jesteś bardziej reżyserką czy scenarzystką?
Bardziej scenarzystką. Reżyserką stałam się trochę z musu. Napisałam scenariusz, który za nic w świecie nie chciał leżeć w szufladzie. Domagał się, żeby go opowiedzieć i puścić w świat. Szybko zreflektowałam się, że jeżeli sama nie opowiem tej historii, to nie zrobi tego nikt. To był mój motor do działania.
2. Czy w dzieciństwie coś Cię wyróżniało?
Chyba to, że spędzałam dużo czasu w świecie swojej wyobraźni. Wymyślałam światy, które działały na moich zasadach. Tworzyłam postacie z którymi wchodziłam w interakcję, na przykład podróżnicy, którzy zatrzymywali się u nas w domu. Opowiadali mi o swoich podróżach, a ja pobierałam od nich pieniądze za jedzenie i spanie. Pamiętam, że naliczałam dość słoną marżę, ale w życiu trzeba sobie jakoś radzić. Za szafą mieszkali niewidzialni przyjaciele. Oni z kolei nie mogli wychodzić na zewnątrz, bo ktoś niechcący mógłby ich nadepnąć. Oczywiście, widzialnym przyjaciołom nie mówiłam o tych niewidzialnych, żeby nie byli zazdrośni. Z nimi pracowałam nad przedstawieniami, które wystawialiśmy potem u mnie w domu. Koleżankę z podwórka namówiłam na popołudniowe audycje radiowe do karafki od wina. Ona wtedy naprawdę mi wierzyła, że nadajemy je na cały świat. Jako dziecko często tak bawiłam się rzeczywistością. W jednym momencie, wymyśliłam sobie na przykład, że jestem w pracowni ASP stoję przy sztaludze i nie mogę wyjść, póki nie skończę pracy nad obrazem. W rzeczywistości moją sztalugą była pralka frania, a obrazem kartka z bloku, ale dzięki temu wymyślonemu zadaniu odkryłam, że potrafię nieźle rysować.
3. Dlaczego wybrałaś dla siebie ścieżkę powszechnie uważaną za „niepraktyczną”, bo przecież artystyczną?
Szłam za swoimi marzeniami. Poza tym, mam wpisaną w siebie chęć i potrzebę zrozumienia świata. A żeby jakkolwiek pojąć, co się wydarza lub już się wydarzyło, potrzebuję to przez siebie przefiltrować. Dla mnie tworzenie jest wspaniałym filtrem, który przepuszcza emocje, a potem lepi z nich coś zupełnie innego. Oczywiście, są próby lepsze i gorsze, ale za każdym razem próbuję zbliżyć się do szpiku życia. Opowiedzieć o tym, co mnie dotyka. Nadać temu formę.
4. Jak na Twój wybór zareagowali najbliźsi?
O tym, że jestem w szkole filmowej powiedziałam mamie dopiero pół roku po tym, jak się tam dostałam. Postawiłam ją więc przed faktem dokonanym. Myślę, że miała mieszane uczucia. Z jednej strony, poczuła się dumna, a z drugiej zrodziło się w niej wiele obaw.
5. Jakby tego było mało, zdecydowałaś się na trudną branżę, w której kobiety dość długo nie były traktowane poważnie. „Reżyserka” – śmiali się mężczyźni reżyserzy, to miejsce pracy reżysera, a nie kobiety reżyser. Czy dziś reżyserki mają łatwiej?
Myślę, że reżyseria – tak dla mężczyzn jak i kobiet – to zawód piękny i trudny zarazem. Wymaga wielu wszechstronnych umiejętności oraz silnej osobowości. Liczy się to, co masz do powiedzenia i na ile jesteś zdeterminowany, żeby o tym opowiedzieć. Osobiście nie spotkałam się z żadnym pobłażliwym traktowaniem z tego powodu, że jestem reżyserką, dlatego trudno jest mi się w tej kwestii wypowiadać. Na pewno, mamy w Polsce mnóstwo świetnych reżyserek, które pokazują, że kobiety z powodzeniem mogą wykonywać ten zawód: Urszula Antoniak, Dorota Kędzierzawska, Małgorzata Szumowska, Agniesza Holland, to tylko niektóre z nich.
6. Dążenie do celu i trwanie przy swoich marzeniach, wymaga konsekwencji, wyrzeczeń, a czasem i wielu poświęceń. Co sprawiało Ci najwięcej trudności i jak sobie z tym poradziłaś?
Te trudności, które zaczynają się piętrzyć po drodze sprawdzają, po prostu, jak mocno ci na czymś zależy. Weryfikują, ile jesteś w stanie poświęcić i dać z siebie, żeby to marzenie ziścić. Za każdym razem wygląda to trochę inaczej. W przypadku “Lili” czułam, że dana opowieść mnie wybrała i domaga się ode mnie, żebym ją opowiedziała najlepiej jak potrafię. Czułam więc rodzaj misji, która cały czas wymaga ode mnie przekraczania swoich ograniczeń. Jednym z tych największych, było to, że nigdy wcześniej nie reżyserowałam filmu. Bałam się planu filmowego, ale najtrudniejsza okazała się dla mnie postprodukcja, a szczególnie montaż. Na szczęście w reżyserii jest tak, że masz do dyspozycji wielu zdolnych ludzi i tylko od twojej otwartości zależy, na ile z tego korzystasz.
7. Twój największy sukces?
Niewątpliwie to, że się urodziłam. Chociaż wypada tu podziękować także moim rodzicom.
8. Właśnie odbywa się premiera Twojego pierwszego filmu. Wbrew pozorom, projekty o profilu kulturalnym i artystycznym również wiążą się z wieloma biznesowymi działaniami. Czy stworzenie filmu było kosztowne pod względem finansowym? Jak zdobyłaś środki na jego realizację?
Studio Munka prowadzi program “30 minut”. Skierowany jest on do młodych twórców, którzy pragną zadebiutować. Żeby dostać pieniądze na film, trzeba złożyć teczkę, która zawiera m.in. scenariusz, eksplikację reżyserską, czy skład ekipy. Komisja spośród kilkudziesięciu projektów wybiera kilka, które kieruje potem do realizacji. Nam udało się pozyskać jeszcze dodatkowe środki ze Śląskiego Funduszu Filmowego. Procedura przyznawania pieniędzy odbywała się tu podobnie jak w Studio Munka, czyli na zasadzie konkursu. Robienie filmów jest bardzo kosztowne, więc siłą rzeczy nie każdemu, kto chce zrobić film, to się udaje.
9. Nie wychodzisz rano do biura, po pracy nie sporządzasz raportu dla szefa. Jak wygląda Twój typowy dzień?
Każdy mój dzień jest zupełnie inny. Niemniej, ważne są dla mnie codzienne rytuały, które trzymają dzień w ryzach. Jestem typem osoby, która wpada po uszy w to, co robi. Szczególnie na etapie pisania scenariusza, kiedy cała moja energia idzie na tworzenie postaci i wykreowanie świata. Takie oderwanie od rzeczywistości na dłuższą metę nie jest dobre. Tracę dystans, a z czasem efektywność mimo, że pracuję więcej i więcej. Nauczyłam się więc, że lepiej jest czasem coś zostawić i puścić. A jak się już zrobi reset, to można wrócić do sprawy i drążyć dalej. Przy przygotowaniach do zdjęć “Lili”, a potem przy postprodukcji filmu było tak, że pracowałam z ludźmi, więc umawiałam się z nimi na konkretne terminy. Etap preprodukcji polegał bardziej na organizacji. W “Lili” głównymi bohaterami są dzieci. Poświęciliśmy więc wiele czasu na to, żeby znaleźć odpowiednich odtwórców. Na planie pracowaliśmy według harmonogramu pracy. Miałam więc cały dzień zorganizowany i nie musiałam ustalać co mam, o której robić. Było to bardzo komfortowe, mogłam skupić się na tym co najważniejsze i czułam, że w końcu mam normalną pracę.
10. W Twojej pracy ważniejsze jest rzemiosło czy kreatywność?
Myślę, że obydwa są tak samo ważne. Jedno nie może istnieć bez drugiego. Film wymaga emocjonalnego potraktowania, ale jednocześnie trzeba być racjonalnym i konsekwentnym. U mnie jest tak, że mam bogatą wyobraźnię oraz empatię, która pozwala mi wejść w buty moich bohaterów. Słabiej natomiast radzę sobie z rzemiosłem, które porządkuje, nadaje konstrukcje i pewne ramy. Jeśli więc poważnie myślę o tym, żeby wykonywać ten zawód, a myślę poważnie, to potrzebuję posiąść warsztatową doskonałość. Oczywiście, cały czas jestem w drodze i się uczę. Także tego, żeby nie być wobec siebie zbyt surową, bo nic tak skutecznie nie zabija kreatywności jak nasz wewnętrzny “mały krytyk”.
Powiązane: Jak odnaleźć swoją pasję w 5 ćwiczeniach rozwijających kreatywność
11. Całkowicie się z tym zgadzam. Nawiązując do kreatywności, w jaki sposób znajdujesz pomysły na nowe projekty, co Cię inspiruje?
Pomysły wychodzą z mojej podświadomości. Z moich lęków i obaw. Rodzą się z wyobraźni, którą próbuję potem jakoś ujarzmić i uczynić zrozumiałą dla innych. Inspirują mnie filmy po obejrzeniu, których nie umiem przestać o nich myśleć. Ostatnio szczególnie mocne wrażenie wywarł na mnie “Biały bóg” Kornéla Mundruczó. Uwielbiam książki. Ostatnio, powieści katalońskiego pisarza Jaume Cabré. Czerpię inspiracje z przyrody. Fascynuje mnie człowiek jako taki, także jego kulturowy wymiar zawarty w baśniach i mitach. Pewnie dlatego, że lubię, kiedy historie stają się uniwersalne i ponadczasowe.
12. Co najbardziej kochasz i cenisz w swoim zawodzie?
W reżyserii podoba mi się praca z ludźmi. Jako scenarzystka jestem sama. Żeby zmierzyć się z historią, którą piszę, muszę najpierw zmierzyć się sama ze sobą. To jest trudne, ale koniec końców myślę, że warto. Często myślę o filmie jako o komunikacie, który wysyłam do widza. Zawsze więc zastanawiam się, czy mam mu co zanieść i czy jest to, na tyle istotne, żeby się temu poświęcić. W snuciu opowieści jest też coś pierwotnego. Ludzie przecież od zarania dziejów przekazywali sobie historie. A za pomocą filmu można dotrzeć do szerokiej publiczności. Film jest też czymś, co zostaje na zawsze.
13. Cały czas się uczysz, podejmujesz nowe wyzwania. Jaką umiejętność chciałabyś nabyć?
Chciałabym nabić sobie rękę doświadczeniem. Wyrobić swój styl opowiadania i nabrać więcej pewności siebie.
14. Zdradzisz, co jest Twoim największym marzeniem?
Takim filmowym, to opowiadać historie, które wzruszałyby serca milionów widzów. A takim w ogóle, to pozwolisz, że zachowam dla siebie.
15. Nie mogłabym o to nie zapytać – ulubiony film Dominiki Łapki…?
Ale ja mam tyle filmów, które mnie ukształtowały, które są mi bliskie i jeszcze coraz to nowe dochodzą do tej listy. Nie, to niemożliwe, żebym wybrała ten jeden ulubiony! To nie mogłoby być szczere z mojej strony. Na pewno, fascynowałam się twórczością poszczególnych reżyserów. Było ich wielu, ale wymienię dwóch najważniejszych. Pierwszym z nich jest Krzysztof Kieślowski. To właśnie ten reżyser rozniecił we mnie pragnienie robienia filmów. Z drugim, zetknęłam się już na filmoznawstwie. Robert Bresson – twórca, który potrafi opowiadać o świecie duchowym poprzez rejestrowanie codziennych czynności. Dla niektórych jest to bardzo nudne, a ja nie umiem oprzeć się jego magii. Poza tym, lubię twórców osobnych, którzy robią filmy według zasad, które sami tworzą. Na liście moich ulubionych filmów na pewno nie zabrakłoby też takich tytułów jak: “Nakarmić kruki” Carlosa Saury, “Połyskliwa skóra” Philipa Ridleya i “Nagroda” Pauli Markovitch.
16. Na koniec zapytam jeszcze o Twoje plany na najbliższe tygodnie, miesiące?
Pracuję właśnie nad projektem, który chcę złożyć do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej na stypendium scenariuszowe. Poza tym, chciałabym spróbować swoich sił w serialu. Poczyniłam ku temu pierwsze kroki. Coraz bardziej widzę, że oprócz robienia swoich rzeczy trzeba wykonywać także te komercyjne. Mam też nadzieję, że „Lila“ pojeździ trochę po festiwalach. Bo zależy mi na tym, żeby film widziała jak największa liczba widzów. Już niedługo będzie można ją zobaczyć na „Opolskich Lamach“, które odbędą się w dniach 8 – 10 października. Natomiast, 29-tego października, zapraszam na premierę filmu, organizowaną przez Studio Munka, w warszawskim Kinie Kultura. Wszystkie pokazy filmu na bieżąco można śledzić na facebooku, gdzie „Lila“ ma swoje konto. Wypatruj ich. Liczę na to, że uda nam się spotkać gdzieś na trasie.
Dziękuję za niezwykłą rozmowę! Mam nadzieję, że już niedługo obejrzę „Lilę”.
Śledź