Z korporacji do własnej fundacji – jakie to uczucie realizować swój projekt – wywiad z Lucyną Szaszkiewicz

[ 6- 7 min czytania]
Wspierają kobiety w biznesowych przedsięwzięciach. Począwszy od szkoleń i warsztatów, pomagają znaleźć im w sobie determinację do odnalezienia i realizacji własnych celów. FREEDOMownia, bo o tej fundacji mowa, z przytupem wchodzi do piaskownic w całej Polsce, by wyciągnąć z niej przedsiębiorcze mamy. Dowiedzmy się dzisiaj, kto za tym wszystkim stoi – porozmawiajmy z Lucyną Szaszkiewicz, założycielką Fundacji FREEDOMownia.
1. Co skłoniło Cię do założenia FREEDOMowni?
Byłam na urlopie macierzyńskim, a ponieważ mój synek od początku był bardzo spokojny i otwarty na nowe osoby, i sytuacje (ja zaś niespokojna i żądna rozwoju), szukałam ciekawych spotkań, szkoleń lub warsztatów, na których mogłabym pogłębiać swoje zainteresowania lub zdobywać nowe umiejętności. Okazało się, że nieodpłatnie, w godzinach przedpołudniowych (specjalnie dla mam) organizowane były tylko warsztaty chusto-noszenia, decoupage, masażu niemowląt lub pokazy mikserów. Kilkakrotnie zdecydowałam się wziąć udział w konferencjach i spotkaniach biznesowych z synkiem pod pachą, jednak spotykało się to z tak dużym zaskoczeniem, że prowadzący tracili wątek :]
Pomyślałam więc, że skoro mam trochę czasu, to sama zorganizuję taką grupę. W początkowej fazie „projektu” (który wcale nie był obliczony na dochodowy, długofalowy czy sformalizowany), bardzo pomogła mi sąsiadka – początkujący coach, która zgodziła się nieodpłatnie poprowadzić pierwsze warsztaty oraz wspierała mnie w wielu ważnych chwilach i decyzjach.
2. Świetny pomysł. Jak zatem wyglądał proces tworzenia FREEDOMowni?
Miałam pomysł, chęci i determinację oraz ŻADNEGO w tym zakresie doświadczenia! Wymyślenie nazwy, stworzenie strony www i logo zajęło mi 7 dni (i nocy). Nigdy wcześniej nie organizowałam podobnego projektu – skorzystałam z pomocy forów i znajomych moich znajomych. Fanpage na facebooku to już była „łatwizna” – 1 godzina, a potem tylko informacja, że za dwa tygodnie organizujemy spotkanie i gotowe!
Wszystkiego uczyłam się w trakcie – metodą prób i błędów. Miałam też w sobie taki luz, że jeśli się nie uda, to nic się nie stanie, to spróbuję inną drogą, w inny sposób. Takie myślenie dodało mi odwagi.
3. Jestem pełna podziwu! A jak na projekt zareagowali Twoi najbliżsi?
Różnie… Mąż bardzo mnie wspierał, bo widział, ile frajdy daje mi praca nad FREEDOMownią, ale podobnie jak reszta rodziny nie traktował tego specjalnie poważnie, raczej pobłażliwie i z dystansem. Spotkałam się też z krytyką i niezrozumieniem, ale moja wiara w sens tych działań okazały się silniejsze, choć miewałam i nadal miewam wątpliwości. To trochę jak z wychowywaniem dzieci, nigdy nie wiesz, czy decyzja będzie ostatecznie słuszna, ale jakąś podjąć trzeba – najlepiej zaufać własnej intuicji.
4. Droga do sukcesu usłana bywa wieloma wyzwaniami. Co było najtrudniejsze, podczas tworzenia FREEDOMowni i jak sobie z tym poradziłaś?
Najtrudniejszy wydawać mógłby się początek, bo wymagał najwięcej pracy, energii i zaangażowania. Jednak jest to też okres, kiedy adrenalina powoduje, że znajdujemy w sobie nieznane pokłady mocy. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie fakt, że tak wiele da się zrobić w Polsce za darmo – dużo ważniejszy od pieniędzy jest zapał, kontakty i wartość, jaką się wnosi.
To jest też tak, jak z gotowaniem nowej, nieznanej potrawy, nie znając receptury, nie mając doświadczenia, kilkukrotnie musimy zaglądać do przepisu, myśleć nad każdą kolejną czynnością, co zajmuje sporo czasu i uwagi. Z czasem jednak, nabieramy biegłości w działaniu i odwagi w eksperymentowaniu. Szukamy ambitniejszych wyzwań. Teraz wiem, że najtrudniejsze są przełomy, sytuacje, których nie planujemy lub które nas zaskakują. Przykładem może być utrata wsparcia kogoś ważnego lub coś bardziej “przyziemnego” jak: strata lokalu, brak środków finansowych, brak czasu, krytyka. W takich momentach zawsze dręczyły mnie bezradność, zagubienie i poczucie winy. Ostatecznie jednak skupienie się na celu, zawsze pomagało mi znaleźć rozwiązanie. Kiedy nie wiedziałam jak, szukałam inspiracji. Jest tak wiele fajnych, mądrych osób wokół nas, wystarczy się rozejrzeć i zacząć pytać, i słuchać.
5. Największe zalety wynikające z uruchomienia i prowadzenia FREEDOMowni?
Już chyba ponad 350 kobiet (i 50 dzieci!) – zadowolonych uczestniczek naszych warsztatów, które piszą, mailują i dają mi boski feedback, że to co robię jest fajne, bardzo pomocne i potrzebne. Te spotkania dają mi niesamowitą energię, ja się od tych dziewczyn też mnóstwo uczę. Każda z nich ma jakiś talent, którego nie mam ja, choć często nie jest przez nie doceniany. Weszłam też w bardzo prężnie działające w Krakowie środowisko startup-owe i NGOs, gdzie poznałam mnóstwo ciekawych osób, które zupełnie zmieniły moje podejście do otaczającej rzeczywistości. Poza tym prowadzenie fundacji, to jak zarządzanie małą firmą, więc sytuacje jakie mnie spotykają, nieźle hartują również w kontekście biznesowej rzeczywistości.
Czuję, że dzięki FREEDOMowni, zyskałam 100 pkt na karcie osobowości.
6. Wow! Czy poza FREEDOMownią realizujesz też inne działania zawodowe?
Już tak. Pracuję na etacie, w firmie tworzącej nowe technologie, więc moja praca to liczne delegacje i duża odpowiedzialność. Wiele osób dziwi się, dlaczego zdecydowałam się na założenie fundacji non-profit (a nie firmy) i dlaczego postanowiłam nie zarabiać na warsztatach. Odpowiedź jest prosta – chciałam, by uczestniczki nie musiały płacić. Poza tym moja praca jest moją pasją i nie potrafię zrezygnować z ekscytacji, jaką daje mi branża IT i środowisko startup-owe.
7. Jesteś bardzo aktywna – przedsięwzięcia realizowane przez FREEDOMownię, praca zawodowa, bycie mamą. W jaki sposób godzisz ze sobą wszystkie obowiązki z tym związane?
Nie godzę! Oprócz tego, długo angażowałam się jeszcze w inne projekty i wydarzenia, np. organizację „II Kongresu Kobiet w Krakowie”. Przyznam, że w pewnym momencie przerosło mnie to, że już nie dotrzymywałam danego słowa czy zobowiązań – miałam z tego powodu wyrzuty sumienia. Będąc na urlopie macierzyńskim, też cały dzień był zajęty: pranie, prasowanie, sprzątanie, gotowanie obiadu, zakupy, spacery i plotki, tv i internet – można tym wypełnić nawet 24h! Ten czas przerastał mnie znacznie bardziej: poczucie marnowania go, spadek samooceny, potrzeba niezależności i sensu działania.
Zawsze byłam zajęta, „tylko” zajmując się domem, dodatkowo fundacją i pracą na etacie. To chyba stan umysłu, bo już myślę o kolejnym działaniu… Teraz robię to, co w mojej opinii najważniejsze, nie tylko w danym momencie, ale i ze względu na skutki, jakie może przynieść. Nie przejmuję się na przykład tym, że córa idzie do przedszkola w nieuprasowanej sukience, skoro czuje się pewnie i swobodnie. Natomiast rozpiera mnie duma, kiedy widzę, jak świetnie radzi sobie z porażkami, czy też jak odnajduje się w nowej grupie, sytuacji lub otoczeniu. Wiele z domowych obowiązków odpuszczam, wiele przejął na siebie mój mąż, który w akcie desperacji zmuszony był nauczyć się nowych czynności. Chętnie proszę o pomoc – to nie jest takie trudne. Uważam, że my kobiety mamy cudowną zdolność do łączenia wątków i obowiązków, jesteśmy z natury przedsiębiorcze.
Mam też kilka zasad: Nigdy nie pracuję zawodowo „po godzinach”, nigdy nie pracuję nad fundacją w czasie godzin mojej pracy etatowej oraz nie pracuję, kiedy zajmuję się dzieciakami, mężem i domem. W myśl zasady: „Rób co kochaj, a nigdy nie będziesz musiał(a) pracować”.
8. To bardzo motywujące. Wszyscy jednak miewamy czasem „słabsze” momenty. Jak Ty radzisz sobie z dniami, w których nie masz energii i chęci do działania?
Dzwonię lub spotykam się z przyjaciółmi i czekam, aż mi przejdzie. Jeśli nie pomaga, to znaczy, że jest jesień lub zima – wtedy zawsze pomaga wyjazd do jakiegoś ciepłego miejsca, bo słońce ładuje moje akumulatory. W razie dziury budżetowej pomaga też solarium lub floating. Pomaga mi myślenie, że życie to sinusoida i zawsze po cięższych momentach pojawią się świetne, warto więc z optymizmem na nie czekać.
9. Kto lub co inspiruje Cię na co dzień w świecie zawodowym?
Największy wpływ na mnie, ze znanych tego świata, mieli Steve Jobs i Sheryl Sandberg. W miarę regularnie oglądam też najpopularniejsze TED talks-y. Wyjątkową osobą i moim niekwestionowanym autorytetem była babcia mojego męża, magiczna osoba, najstarsza blogerka w Polsce Kika Szaszkiewiczowa. Na co dzień inspirują mnie inne aktywne matki, które robią niesamowite rzeczy, pasjonatki, podróżniczki, przedsiębiorczynie i bohaterki dnia codziennego, takie które roztaczają wokół siebie dobrą energię.
10. Jaką JEDNĄ radę dałabyś dziewczynom, dopiero wchodzącym w świat biznesu, chcącym uruchomić własną firmę lub samodzielny projekt?
Strasznie trudno, bo mam ich setki! Najważniejsza to: Nigdy nie daj sobie wmówić, że się nie da, nie warto lub nie wypada.
11. Co dla nas szykujecie na nadchodzące tygodnie, miesiące?
W najbliższym czasie uruchomimy nowy cykl spotkań, w innej niż dotychczas formule i tematyce, również w formie webinarów. Będziemy starać się o pierwszy grant/dotację na platformę internetową, dającą przedsiębiorczym kobietom nowe narzędzia i możliwości. Planujemy powiększyć zespół pracujący nad samą marką FREEDOMownia i jej promocją.
12. Na koniec zapytam o Twoje największe marzenie związane z FREEDOMownią?
Marzenia mam dwa: Aby fundacja miała więcej kasy na finansowanie działań z większym rozmachem, na szerszą skalę oraz żeby na naszych warsztatach tłumnie zjawiali się również ojcowie, opiekujący się dzieciakami, podczas gdy mamy realizują swoje projekty.
Trzymam kciuki, aby się spełniły i dziękuję za świetną rozmowę.
Śledź